Nawałnica mieczy, tom 1 - Stal i śnieg to trzecia – po Grze o tron i Starciu królów odsłona monumentalnego cyklu autorstwa George’a R. R. Martina. Ze względu na swoje kolosalne rozmiary podzielona została na dwa tomy. W przypadku pierwszego tomu tej części cyklu czytelnik powinien wiedzieć, że pierwsze rozdziały Nawałnicy mieczy nie rozgrywają się po ostatnich rozdziałach Starcia królów, lecz raczej jednocześnie z nimi. Martin zaczyna książkę od przedstawienia wydarzeń, do których doszło na Pięści Pierwszych Ludzi, w Riverrun, Harrenhal i na Tridencie podczas stoczonej pod Królewską Przystanią bitwy nad Czarnym Nurtem, oraz wypadków, które nastąpiły po niej.
W tym tomie nierzadko poznajemy spojrzenia wrogów na tę samą sprawę. Autor podjął się przedstawienia historii z punktu widzenia osób, które poznaliśmy w poprzednich tomach, ale niekoniecznie je polubiliśmy. Daje to nam w pewnym sensie możliwość obiektywnej oceny każdej z walczących stron. Świat jest bezgraniczny, a fabuła i wątki tak rozbudowane, że można się w tym wszystkim zatracić, gdyby nie wprawne pióro autora. Tu nie ma głównego bohatera, nie ma też dobra i zła. Jest tylko wszechobecna wojna oraz ludzie walczący o to, w co wierzą.
Siedem królestw rozdarła krwawa wojna, a zima zbliża sit niczym rozwścieczona bestia. Ludzie z Nocnej Straży przygotowują się na spotkanie z wielkim chłodem i żywymi trupami, które mu towarzyszą. Do inwazji na północ, której świeżo wykutą koronę nosi Robb Stark, szykuje się jednak horda głodnych, dzikich ludzi władających magią nawiedzanego pustkowia. Siostry Robba zaginęły, nie żyją albo w każdej chwili mogą zginąć na rozkaz króla Joffreya z rodu Lannisterów. A za morzem ostatnia z Targaryenów wychowuje smoki, które wykluły się na pogrzebowym stosie jej męża, gotowa pomścić śmierć ojca. ostatniego ze smoczych królów zasiadających na Żelaznym Tronie.
Fragment książki:
Dany obróciła przedmiot w dłoniach. Jest bardzo lekki, a spoczywa na nim taki ciężar.
– To znaczy, że dokonało się? Czy należą już do mnie?
– Dokonało się – potwierdził, ciągnąc mocno za łańcuch, by wywlec Drogona z lektyki.
Dany dosiadła srebrzystej. Czuła, jak serce łomocze jej w piersi. Ogarnął ją rozpaczliwy strach. Czy tak właśnie postąpiłby mój brat? Zastanawiała się, czy książę Rhaegar też się tak bał, gdy ujrzał na drugim brzegu Tridentu zastępy uzurpatora zgromadzone pod powiewającymi na wietrze chorągwiami.
Stanęła w strzemionach i uniosła wysoko nad głowę palce harpii, by wszyscy Nieskalani mogli je zobaczyć.
– Dokonało się! – krzyknęła ile sił w płucach. – Należycie do mnie! – Wbiła pięty w boki klaczy i pogalopowała w tę i we w tę przed pierwszym szeregiem, unosząc wysoko palce harpii. – Należycie teraz do smoka! Zapłaciłam za was! Dokonało się! Dokonało!
Zauważyła, że stary Grazdan gwałtownie odwrócił posiwiałą głowę. Słyszy, że mówię po valyriańsku. Pozostali handlarze niewolników nie zwracali na nią uwagi. Skupili się wokół Kraznysa i smoka, udzielając głośnych rad. Choć Astaporczyk szarpał łańcuch ze wszystkich sił, Drogon nawet nie drgnął. Z jego otwartej paszczy buchał szary dym. Wyginał szyję i prostował ją gwałtownie, próbując ukąsić Kraznysa w twarz.
Pora przekroczyć Trident – pomyślała Dany, zawracając srebrzystą. Jej bracia krwi podążali tuż za nią.
– Masz trudności – zauważyła.
– Nie chce iść – poskarżył się Kraznys.
– Nie bez powodu. Smok nie jest niewolnikiem. – Z całej siły smagnęła handlarza biczem po twarzy. Kraznys krzyknął i zatoczył się do tyłu. Krew spływała mu po policzkach czerwonymi strumieniami, wsiąkając w uperfumowaną brodę. Palce harpii jednym uderzeniem rozdarły połowę twarzy na strzępy, Dany nie traciła jednak czasu na podziwianie swego dzieła. – Drogon – zaśpiewała głośno i radośnie, zapominając o wszelkim strachu. – Dracarys.
Czarny smok rozpostarł z rykiem skrzydła.
Lanca kłębiącego się, ciemnego ognia uderzyła Kraznysa prosto w twarz. Oczy handlarza stopiły się od gorąca, spływając po policzkach. Olej w jego włosach i brodzie rozgorzał płomieniem tak gwałtownym, że przez chwilę nosił ognistą koronę, dwukrotnie wyższą od jego głowy. Nagły smród zwęglonego mięsa przytłumił nawet woń perfum, tak jak jego wrzaski zdawały się zagłuszać wszystkie inne dźwięki.
Potem plac Kar eksplodował krwawym chaosem. Dobrzy Panowie wrzeszczeli, chwiali się na nogach i odpychali nawzajem na boki, potykając się o własne tokary. Drogon poleciał niemal leniwie w stronę Kraznysa, poruszając czarnymi skrzydłami. Kiedy po raz drugi zionął ogniem w handlarza niewolników, Irri i Jhiqui odpięły Viseriona oraz Rhaegala i nagle w powietrzu unosiły się trzy smoki. Gdy Dany odwróciła głowę, zobaczyła, że jedna trzecia dumnych, ozdobionych rogami demonów wojowników Astaporu usiłuje utrzymać się na grzbiecie przerażonych wierzchowców, a druga podobna liczebnie grupa ucieka z jasnym błyskiem lśniącej miedzi. Jakiemuś mężczyźnie udało się wyciągnąć miecz, ale bicz Jhoga owinął się mu wokół szyi i położył kres jego krzykom. Inny stracił rękę po ciosie arakha Rakhara i odjechał, chwiejąc się w siodle i brocząc krwią. Aggo spokojnie nakładał strzały na cięciwę i wysyłał je w stronę tokarów, nie zważając na różnice między srebrnymi, złotymi i zwykłymi obrębkami. Silny Belwas również wydobył arakh i rzucił się do szarży, wymachując orężem.
– Włócznie! – krzyknął któryś z Astaporczyków. To był Grazdan, stary Grazdan w ciężkim od pereł tokarze. – Nieskalani! Brońcie nas, powstrzymajcie ich, brońcie swoich panów! Włócznie! Miecze!
Gdy Aggo przeszył mu usta strzałą, trzymający lektykę niewolnicy rzucili się do ucieczki, porzucając go bezceremonialnie na ziemi. Staruszek podczołgał się do pierwszego szeregu eunuchów, zostawiając na cegłach kałużę krwi. Nieskalani nawet nie spojrzeli, jak konał. Wszystkie szeregi nadal stały spokojnie.
I nie poruszyły się. Bogowie wysłuchali moich modlitw.
– Nieskalani! – Dany przemknęła galopem przed nimi. Jej srebrno-złoty warkocz powiewał za nią, a dzwoneczek dźwięczał przy każdym kroku konia. – Zabijcie Dobrych Panów, zabijcie żołnierzy, zabijcie każdego, kto nosi tokar albo trzyma w ręku bicz, ale nie skrzywdźcie żadnego dziecka poniżej dwunastego roku życia i uwolnijcie z łańcuchów wszystkich niewolników, których zobaczycie. – Uniosła palce harpii nad głowę... a potem odrzuciła je na bok. – Wolność! – zaśpiewała. – Dracarys! Dracarys!
– Dracarys! – odpowiedzieli i było to najsłodsze słowo, jakie słyszała w życiu. – Dracarys! Dracarys!
Wszędzie wokół handlarze niewolników uciekali i łkali, skomleli i ginęli, a przesycone pyłem powietrze pełne było włóczni i ognia.
"Nigdy nie zapominaj o tym, kim jesteś, bo świat na pewno o tym nie zapomni. Uczyń z tego swoją siłę, a wtedy przestanie to być twoją słabym punktem. Zrób z tego swoją zbroję, a nikt nie użyje tego przeciwko tobie".